Pola róż

Stanisław Srokowski


      Gdzież te rozległe pola dzikich róż,
      strome przejścia oddechu,
      gdzie spalone wzgórza Kissawos,
      którego skały zanurzały się w płonącym błękicie chmur,
      a z rozprutych żył nieba wyciekała krew słońca;
      gdzież ta sygnaturka południa,
      kiedy opieczętowywałem twoje piersi i brzuch wargami,
      a ogromny fioletowy ptak zawisł nad nami i okrył swoim cieniem;
      płonące cierniste krzewy raniły ci duszę druzgocącym pięknem;
      czy to była Makrinica, a może Kieramidi
      uchwycone w lasso słońca,
      gdy oniemiałe z zachwytu plemię z północy
      padało na twarz i cicho śpiewały żagle
      płynące ku wyspie Skiathos;
      łowiliśmy kraby i jedli chłodne dzadziki;
      gdzież, Mario, te wielkie pola dzikich róż,
      w których syczały węże i zakorzeniała się nasza tęsknota,
      a na dole, w tawernie,
      słychać było pieśń żeglarzy;
      nadchodziła noc pełna łowów
      w błękitnych wodach zatoki,
      ze świecącą gwiazdą ośmiornicy w głębi morza;
      niebieski księżyc tańczył na twojej dłoni
      i targnął mną nagły lęk, że czerwone wzgórza
      są tylko zjawą.


Strona główna