Piszę ten list jako matka ratownika, który strzeże Was na plaży

Autorka nieznana


    W Ustce topiły się dwie dziewczynki, podczas gdy ich opiekunowie rozkładali parawany...

    Gdy macie kaprys zrobić głupi żart, błazenadę, popisy przed kolegami po wódce, szpanerstwo, skoki na główkę, pomyślcie o bezpieczeństwie mojego syna. Pomyślcie, że będzie narażał swoje życie, udzielając Wam pomocy.

    Wakacje w pełni, pogoda dla wczasowiczów wspaniała. Wypoczywając nad jeziorami, morzem czy rzeką, nie zawsze zauważamy tych, dzięki którym wypoczynek nasz jest możliwy. Niestety - potrafimy skutecznie utrudnić im życie.

    Często pod parasolem, z opalenizną godną pozazdroszczenia, niespokojnie obserwują plażę młodzi ratownicy. Dorabiają sobie na nielicznych plażach strzeżonych, pilnując kąpielisk, myśląc o sfinansowaniu studiów, niezależności finansowej od rodziców bądź po prostu o sfinansowaniu paru dni swoich wakacji.

    By móc tak pracować, najczęściej chodzili do klas sportowych, pływali po 20 godzin w tygodniu; ukończyli kursy kwalifikowanej pierwszej pomocy przedmedycznej, a także kurs dla ratowników WOPR-u. Kursy te są kosztowne. Bez nich praca byłaby niemożliwa. Co dwa lata trzeba odnawiać uprawnienia na kolejnym kursie. Symbolem ich władzy na plaży jest gwizdek i koszulka z napisem "Ratownik" lub "WOPR".

    Niestety na tym magia władzy ratownika się kończy.

    Próby wyegzekwowania zapisów regulaminowych obowiązujących na kąpielisku kończą się podobnymi, niekoniecznie grzecznymi, odzywkami:

    - Co pan, piję za swoje.

    - Nie psuj pan zabawy. Jak to psa nie można kąpać, no co pan, przecież gorąco mu.

    - Dlaczego te zakazy? Przecież tylko podrzucam dziecko (w wodzie półmetrowej głębokości) i skacze na główkę. - Ratownik spokojnie powtarza zakaz, dodając: - Może złamać kręgosłup. - A tu za bojkami pan pilnuje czy nie? To tam mogę podrzucać? Przecież to tylko taka zabawa.

    - Po co zapinać te kapoki. Przecież pan mnie uratujesz.

    - Proszę pana, łabędź, weź pan go. - Ratownik na to: - No, ale wcześniej mówiłem pani, by go nie karmić. - No tak, ale to było przedtem, teraz mi przeszkadza.

    - No co mi zrobisz. No co. I tak ci ucieknę, zanim przyjedzie policja.

    - Ja tylko kawałek na tym materacu popłynę za bojkami, przecież dorosły jestem, a pan się czepiasz.

    - No posuń się pan z tym leżakiem (do ratownika na stanowisku ratowniczym na końcu pomostu). - Ja tu pod pana parasolem wózek z dzieckiem sobie postawię na pomoście, bo tam wszędzie pełno, a pan ma luzik. Ratownik: - Ale tu nie wolno, mam tu sprzęt ratowniczy. - Bądź pan człowiekiem, nie jest panu teraz potrzebny.

    - Niech pan zwróci szczególną uwagę na tego 3-latka i 5-latka. Ja z mężem idę popływać na kajaku.

    Żal mi ich. Zerwany gwizdek z szyi dla kawału przez jakiegoś młodego dowcipnisia, dryfująca rano po jeziorze łódka WOPR-u - bo ktoś dla kawału odciął linkę cumowniczą, rozcięta noga, gdy biegł wyciągnąć podtopione dziecko, a nadepnął na wrzucony bezmyślnie kapsel po piwie czy rozbitą w nocy butelkę, zmęczony upałem i odpowiedziami na głupie pytania typu:

    - Panie, a są tu ryby?

    - Panie, tam wąż pływa, weź go pan (o zaskrońcu).

    - Nauczy mnie pan pływać?

    - Są tu sinice?

    - A co znaczy ta biała flaga?

    - Proszę pana, a tam na plaży jest chyba kupka. Ptak ją zrobił. Posprząta pan?

    Wracają po 18.00 do swojej kanciapy, wyglądając chmur na niebie, bo wtedy na plaży jest względny spokój.

    Dopiero na sygnał alarmowy - gwizdek - i wołanie z tuby: - Proszę opuścić kąpielisko, ratownicy udzielają pomocy! - zaczynamy myśleć nad sensem ich pracy, odpowiedzialnością i czy na pewno zdążyli na czas.

    Widząc ich we wrześniu opalonych, nie komentujmy: Ale miałeś super wakacje. Zazdroszczę Ci.

    Może lepszym podsumowaniem ich pracy jest autentyczna sytuacja z kąpieliska w Wielkopolskiem. Po udanej akcji ratowniczej (podtopiony plażowicz z podejrzeniem uszkodzonego kręgosłupa i urazu głowy na desce trafia do karetki) do ratowników na pomoście podszedł 8-letni chłopiec z kartką i długopisem.

    - Czy da mi pan autograf? Pan jest bohaterem, uratował pan człowieka.

    - Dam. Ale bohaterem nie jestem. Zobacz, jak mi się trzęsą ręce. Bałem się, czy dam radę. Przewróciłem się, biegnąc z deską, bo chciałem jak najszybciej. Udzieliłem pomocy - to jest moja praca. Przecież za to mi płacą.

    Gdy macie kaprys zrobić głupi żart, planujecie - lub nie planujecie - kolejne niemądre zachowanie, błazenadę, popisy przed kolegami po wódce, szpanerstwo, skoki na główkę, pomyślcie o bezpieczeństwie mojego syna. Pomyślcie, że będzie narażał swoje życie, udzielając Wam pomocy. Dbajcie o zdrowie mojego dziecka, tak jak ono dba o Wasze, pilnując plaży, siedząc dzień w dzień na pomoście. Czasem siedząc tam, się nudzi, bo nic złego się nie dzieje. Takich dni mu życzę jak najwięcej.

    Pamiętajcie, że reaguję lękiem na sygnał pogotowia przejeżdżającego niedaleko domu, myśląc, że znów coś się stało na plaży.

    ("Gazeta Wyborcza", 16.08.2018)

Strona główna