Myśli

Janusz Korczak


    Nie ma dzieci - są ludzie, ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć. Pamiętaj, że my ich nie znamy.

    Dziecko narzuca się naszej uwadze, gdy przeszkadza i mąci; te tylko momenty dostrzegamy i pamiętamy. Nie widzimy, gdy spokojne, poważne i skupione. Lekceważymy święte chwile jego rozmowy z sobą, światem, Bogiem. Dziecko, kryć zmuszone tęsknoty i porywy przed drwiną i szorstką uwagą, ukrywa chęć porozumienia, nie wyzna decyzji poprawy. Kryje posłusznie przenikliwe spojrzenia, zdziwienia, niepokoje, żale - gniew i bunt. Chcemy, by skakało i klaskało w ręce, więc ukazuje uśmiechniętą twarz trefnisia.

    Widzimy dzieci w burzliwych przejawach radości i smutku, gdy się różnią od nas. Nie dostrzegamy pogodnych nastrojów, cichych zadumań, głębokich wzruszeń, bolesnych zdziwień, jątrzących podejrzeń i upokarzających wątpliwości, w których są do nas podobne. "Prawdziwym jest nie tylko dziecko skaczące na jednej nodze, ale i roztrząsające tajemnice przedziwnej bajki życia".

    Jeśli umiecie diagnozować radość dziecka i jej natężenie, musicie dostrzec, że najwyższa jest radość pokonanej trudności, osiągniętego celu, odkrytej tajemnicy - radość triumfu i szczęście samodzielności, opanowania, władania.

    Czyżeśmy aż tak bezkrytyczni, że jako życzliwość markujemy pieszczoty, którymi nękamy dzieci? Czyż nie rozumiemy, że tuląc dziecko my właśnie tulimy się do niego; w jego uścisku kryjemy się bezradni, szukamy osłony i ucieczki w godzinach bezdomnego bólu, bezpańskiego opuszczenia; obarczamy ciężarem naszych cierpień i tęsknot.

    Ból dziecka boleśnie uraża ból rodziców. Cierpienie rodziców niebacznie uderza w ból dziecka. Jeśli starcie jest tak silne, o ile byłoby silniejsze, gdyby dziecko - wbrew naszej woli - samo w samotnym wysiłku nie przygotowało się z wolna, że nie jesteśmy wszechmocni, wszechwiedzący i doskonali.

    Doświadczenie paru niestosownych pytań, nieudanych żartów, zdradzonych tajemnic, niebacznych zwierzeń uczy dziecko odnosić się do dorosłych, jak do oswojonych, ale dzikich zwierząt, których nigdy nie można być pewnym.

    Poetą jest człowiek, który się bardzo weseli i bardzo się martwi, łatwo się gniewa i mocno kocha - który silnie czuje, wzrusza się i współczuje; i takie są dzieci. A filozofem jest człowiek, który się bardzo zastanawia i chce koniecznie wiedzieć, jak wszystko jest naprawdę; i znów  takie są dzieci. Dzieciom trudno powiedzieć, co czują i o czym myślą, bo trzeba mówić wyrazami. A jeszcze trudniej pisać. Ale dzieci są poetami i filozofami.

    To jeden z najzłośliwszych błędów sądzić, że pedagogika jest nauką o dziecku, a nie o - człowieku.

    Jeśli teren dogmatyczny sprzyja wychowaniu dziecka biernego, teren ideowy nadaje się pod zasiew dzieci czynnych. Sądzę, że wiele bolesnych niespodzianek tu ma swe źródło. Jednemu dają Dziesięcioro Przykazań wyrytych na kamieniu, gdy ono chce je wypalić własnym ogniem we własnej piersi; drugie niewolą do poszukiwania prawd, które muszą gotowe otrzymać. Nie widzieć tego - można, gdy zbliżą się do dziecka z "Ja z ciebie zrobię człowieka", a nie z badawczym "Czym być możesz, człowiecze?".

    Społeczeństwo dało małego dzikusa, byś go ociosał, ułożył, uczynił łatwo strawnym - i czeka. Czeka państwo, Kościół, przyszły chlebodawca. ŻĄdają, czekają, czuwają. Państwo żąda państwowego patriotyzmu, Kościół - kościelnej wiary, pracodawca - uczciwości, a wszyscy - przeciętności i pokory. Zbyt mocne złamie, ciche sponiewiera, przewrotne niekiedy przekupi, biednemu zawsze drogę zagrodzi. Kto? Nikt - życie.

    W teorii wychowania zapominamy, że winniśmy uczyć dziecko nie tylko cenić prawdę, ale i rozpoznawać kłamstwo; nie tylko kochać, ale i nienawidzieć; nie tylko szanować, ale i pogardzać; nie tylko godzić się, ale i oburzać; nie tylko ulegać, ale i buntować się. Często spotykamy ludzi dojrzałych, którzy się oburzają, gdy wystarcza zlekceważyć, pogardzają, gdzie należy współczuć. Bo w dziedzinie negatywnych uczuć jesteśmy samoukami; bo ucząc abecadła życia, uczą nas tylko paru liter, a pozostałe ukrywają.

    A zresztą czy nie dlatego tak kochasz te swoje prawe, ofiarme, łagodne, iż wiesz, jak im źle będzie? A zresztą czy umiłowanie prawdy może się obejść bez znajomości dróg, którymi chadza fałsz? Czy wówczas, dojrzawszy pierwsze twoje kłamstwo, nie przestanie od razu wierzyć we wszystkie twe prawdy? Zresztą gdy życie wymaga pazurów, czy mamy prawo uzbrajać je li tylko w rumieniec wstydu i ciche westchnienie? Obowiązkiem twym wychować ludzi, nie owieczki, pracowników, nie kaznodziei - zdrowie fizyczne i moralne. A zdrowie nie jest ani tkliwe, ani ofiarne. Pragnę, aby mnie o niemoralność skarżyła obłuda.

    Całe wychowanie współczesne pragnie, by dziecko było wygodne. Konsekwentnie, krok za krokiem dąży, aby uśpić, stłumić, zniszczyć wszystko, co jest wolą i wolnością dziecka, hartem jego ducha, siłą jego zadań i zamierzeń. Grzeczne, posłuszne, dobre, wygodne, a bez myśli o tym, że będzie bezwolne wewnętrznie i niedołężne życiowo.

    Sięgam po najwyższe wtajemniczenie, najtrudniejszą iluminację. Dla wykroczeń i uchybień wystarczy cierpliwa, życzliwa wyrozumiałość. Występnym potrzebna jest miłość i gniewny bunt sprawiedliwych. Trzeba odczuć żal ku łatwej cnocie, sprzymierzyć się z samotnym, wyklętym występkiem. Kiedy, jeśli nie teraz, otrzyma kwiat uśmiechu?

    Im mizerniejszy poziom duchowy, bezbarwniejsze moralne oblicze, większa troska o spokój i wygodę, tym więcej nakazów i zakazów, dyktowanych pozorną troską o dobro dzieci.

    Szpital pokazał mi, jak godnie, dojrzale i rozumnie umie umierać dziecko.

    Jeżeli jestem szarą pokorą wobec Ciebie, Panie, To w prośbie mej stoję przed Tobą jako płomienne żądanie. Jeśli szepcę cicho, to prośbę tę wygłaszam głosem nieugiętej woli. Wzrokiem nakazu strzelam ponad chmury. Wyprostowany żądam, bo już nie dla siebie.

      Daj dzieciom dobrą dolę,
      Daj wysiłkom ich pomoc,
      Ich trudom błogosławieństwo.
      Nie najłatwiejszą prowadź ich drogą, ale najpiękniejszą.
      A jako prośby mej zadatek
      Przyjm jedyny mój klejnot - smutek.
      Smutek i pracę.


    Wśród milionów ludzi urodziłaś jeszcze jedno. Co? Źdźbło, pyłek, nic. Takie to kruche, że zabić je może bakteria, która tysiąc razy powiększona jest dopiero punktem w polu widzenia. Ale to nic jest bratem z krwi i kości fali morskiej, wichru, słońca, Drogi Mlecznej. Ten pyłek jest bratem kłosu, trawy, dębu, palmy, pisklęcia, lwiątka, źrebaka, szczenięcia. Jest w nim, co czuje, bada, cierpi, pragnie, raduje się, kocha, ufa, nienawidzi, wierzy, wątpi, przygarnia i odtrąca. Ten pyłek ogarnia myślą wszystko - gwiazdy i oceany, góry i przepaście. A czym jest treść duszy, jeśli nie wszechświatem? Jeno bez wymiaru. Oto sprzeczność w istocie człowieczej, powstałej z prochu, w której Bóg zamieszkał.

    Ktoś napisał gdzieś złośliwie, że świat jest kropelką błota zawieszonego w bezkresie, a człowiek jest zwierzęciem, które zrobiło karierę. Może być i tak. Ale dopełnienie: ta kropla błota zna cierpienie, umie kochać i płakać i pełna jest tęsknoty. A kariera człowieka, jeśli zważył sumiennie, wątpliwa, bardzo wątpliwa.

    Nuda - głód ducha. Tęsknota - pragnienie, pragnienie wody i lotu, wolności i człowieka - powiernika, spowiednika, doradcy - rady, spowiedzi, życzliwego ucha dla mojej skargi. Duch tęskni w ciasnej klatce ciała. Ludzie czują i rozważają śmierć pod kątem końca, a jest ona tylko dalszym ciągiem życia, innym życiem. Jeśli nie wierzysz w duszę, musisz przecież uznać, że ciało twoje żyć będzie jako trawa zielona, jako obłok. jesteś przecież wodą i prochem.

    Naiwnie obawiamy się śmierci, nieświadomi, że życie jest korowodem zamierających i na nowo zrodzonych momentów. Rok - tylko próba zrozumienia wieczności na powszedni użytek. Chwila trwa tyle, ile śmiech lub westchnienie. Matka pragnie wychować dziecko. Nie doczeka. Wraz inna kobieta innego żegna i wita człowieka.

    Ludzie boją się śmierci, bo nie umieją cenić życia. Ludzie boją się śmierci, bo nie wiedzą, że tak przepyszne zjawisko jak życie może trwać tylko krótko. Inaczej utraci swoją wartość i znuży.

    Opanowane tajemnice kreślimy jako obiektywne formuły matematyczne. Inne, wobec których stajemy bezradnie, płoszą nas i gniewają. Pożar, powódź, grad są katastrofą, ale tylko w ocenie szkód, które przynoszą. Więc organizujemy straż ogniową, budujemy tamy, asekurujemy, bronimy. Do wiosen i jesieni przystosowaliśmy się. Z człowiekiem walczymy bezskutecznie, bo nie znając go, nie umiemy zharmonizować z nim życia.

    Nie będzie frazesem, gdy powiem, że każdy człowiek, i somatycznie i duchowo, jest wszechświatem. I kto by umiejętnie kierował tylko samym sobą, ten też spełniłby swe zadanie. Żyjemy pospiesznie, niedbale, powierzchownie, prostacko. Szacunku dla bieżącej godziny, dla dnia dzisiejszego. Jak będzie umiało jutro, gdy nie dajemy żyć dziś świadomym, odpowiedzialnym życiem? Nie deptać, nie poniewierać, nie oddawać w niewolę jutra, nie gasić, nie spieszyć, nie pędzić. Szacunku dla każdej z osobna chwili, bo umrze i nic się nie powtórzy. A zawsze na serio. Skaleczona - krwawić będzie, zamordowana - płoszyć upiorem złych wspomnień.

    Bądź sobą - szukaj własnej drogi. Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków. Ze wszystkich sam jesteś dzieckiem, które musisz poznać, wychować i wykształcić przede wszystkim.

    Dogmatem może być Ziemia, Kościół, Ojczyzna, cnota i grzech, może być nauka, praca społeczna i polityczna, majątek, walka, zarówno Bóg, jak bohater, jak bożek, jak kukła. Nie w co, ale jak wierzysz.

    Są stany bólu duchowego, gdy człowiek obniża się, inne - gdy tęsknota pogłębia i wzmacnia. Nie nazywajmy złymi przeżyć trudnych.

    Własne cierpienie przetopić na wiedzę dla siebie i radość dla innych. Zagubić się dla swoich ambicji. Niepowodzenia bolą wówczas więcej, ale nie znieprawiają. Nie łatwe i miłe życie, a rzetelne w drobnych codziennych pracach.

    Nie pracujesz dla Ojczyzny, społeczeństwa, przyszłości, jeśli nie pracujesz ku wzbogaceniu własnej duszy. Tylko biorąc można dawać, tylko rosnąc własnym duchem można wzrostowi współdziałac.

    Jestem nie po to, aby mnie kochali i podziwiali, ale po to, abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam obowiązek troszczenia się o świat, o człowieka.

    Zbyt kocham moje szaleństwa, by nie przerażała mnie myśl, że ktoś - wbrew woli - próbował będzie mnie leczyć.

    Ma człowiek obowiązki wobec własnego ducha, własnej myśli, bo to jest jego warsztat pracy.

    Znów nie wystarcza życie, więc marzenie jest ucieczką od niego. Brak materiału do myślenia, zjawia się jego forma poetycka. W marzenia spływają uczucia, które nie znajdują ujścia. Marzenie jest programem życia.


    Myśli Janusza Korczaka wybrała Hanna Kirchner
    (Państwowy Instytut Wydawniczy, 1987).

Strona główna