Bajka warszawska

Jan Lechoń

      Wczoraj nocą (wszystko ściśle
      Z najlepszego źródła wiem)
      Szedł jegomość przez Powiśle
      Za Starego Miasta tłem.

      W meloniku, kurtka krótka,
      Wśród nadbrzeżnych zniknął traw.
      Wzrok zamglony, siwa bródka:
      Krótko mówiąc: Poldzio Staff.

      Senna Wisła nagle drgnęła,
      I w księźycu, z srebrnych wód
      Cudna panna wypłynęła
      Z rybią łuską koło ud.

      I szepnęła: "Mój chłopczyku,
      Nic się nie bój! Daj mi dłoń!
      Tak jak stoisz, w meloniku
      Pójdź gdzie mieszkam, w Wisły toń.

      "Co się wahasz? Nikt cię nie zji,
      Znasz mnie przecież z twoich snów.
      Pogadamy o poezji,
      I do miasta wrócisz znów.

      "Pomarzymy o przeszłości,
      Co pod gruzem miasta śpi.
      Nie mam, widzisz, znajomości
      Wśród tych ludzi z nowych dni".

      Chlupnął Poldzio, i spod fali
      Wyjrzał tylko jego nos.
      Po czym całą noc gadali
      Zaplatani w nimfy włos.

      A nad ranem, gdy świt ściera
      Mroki z sennych nieba lic,
      Poldzio znów był u Fukiera
      Suchy jakby nigdy nic.


Strona główna