Po Brukseli chodzę pijany

Konstanty Ildefons Gałczyński


      Po Brukseli chodzę pijany
      nie wódką, ale dziewczyną,
      kupuję kwiaty jak kretyn:
      mimozy i tulipany;

      po tych ulicach długich,
      po tych bezkresnych bulwarach
      szukamy pewnego domu,
      gdzie okno jest i gitara;

      okno takie wąziutkie,
      wysokie, aż pod chmurami,
      ze światłem i z tą gitarą,
      co spada na nas strunami;

      w struny okręcam dziewczynę,
      sam do niej jakby do śniegu
      przytulam się i wędrujemy
      daleko, daleko, daleko.

      Ach, dni są takie śnieżne,
      a noce takie czerwcowe
      i źle mi, chociaż położę
      na jej kolanach głowę,

      gdy ja uścisnę najmocniej,
      gdy pocałuję najczulej,
      gdy pocałunki zabrzęczą
      tysiącopszczelim ulem.

      Bo ciągle czegoś za mało,
      bo ciągle czegoś mi szkoda.
      Bo ciągle mi ta dziewczyna
      przepływa przez palce jak woda.

      I co? Ślad jakiś na palcach,
      na włosach, na biodrach, wszędy
      i zapach okrążający
      tataraku i lawendy.

      Tylko cóż z tego, że zapach,
      że upał, choć wokół zima?
      Ta dziewczyna to strumień.
      Jakże strumień zatrzymam?

      1946


      Strona główna