Miasto dzieciństwa

Anna Achmatowa


      Miasto dzieciństwa, jakże miłe,
      Kiedy tak w grudniu wyciszone,
      Dziś w oka mgnieniu zobaczyłam
      Jako dziedzictwo roztrwonione.

      Wszystko, co samo szło do ręki,
      Co rozdawałam od niechcenia:
      Żarliwość duszy, modły, dzięki
      I pierwszej pieśni upojenia -

      Stajało jako dym ulotny,
      Spłowiało w luster grze, w swawoli,
      I oto już o niepowrotnym
      Skrzypek beznosy zarzępolił.

      Lecz z ciekawością cudzoziemki,
      Łakomej na oczarowania,
      Wsłuchuję się w ojczyste dźwięki,
      Spoglądam na pędzące sanie.

      I czysty, mocy zjawiskowej,
      Mnie poryw szczęścia owiał naraz,
      Jakby ktoś miły, bliski znowu,
      Z czułością powiódł mnie na taras.

      Tłum. Józef Maśliński


Strona główna