Andrzejki

Andrzej Waligórski

      U Zenona Samosiejki raz odbyły się Andrzejki,
      Bo ten Zenon miał ambicję, by pielęgnować tradycję.
      I się chwalił wszystkim wszędy, że bardzo ceni obrzędy,
      A to celem podkreślenia rzekomego pochodzenia.

      Od chłopa i robotnika, choć był synem urzędnika.
      Przeto wieczorem, w alkowie, usiedli Samosiejkowie,
      Stryjenka tudzież tłum gości, którzy żarli bez litości.
      A szwagier, okaz dzikusa, to nawet nadgryzł fikusa.

      A inny kuzyn, Stefanek, wysiąkał się do firanek.
      A znów inny na portrecie domalował oko trzecie,
      Pierśi i świńskiego ryja i tak zniszczył portret stryja.
      Więc Zenon zgrzytnął zębami, ale zajął się wróżbami.

      I zamiast się złościć, gniewać, to on zaczął wosk wylewać.
      No i proszę, co się dzieje - wszyscy patrzą, a on leje.
      I w wyniku tych igraszek wylał mu się z wosku ptaszek.
      Zaczeły się cieszć dzieci: "- O, tatuś z pracy wyleci!".

      Samosiejko zbladł gwałtownie i dawajże lać ponownie.
      Po czym zajrzał do baniaka i zobaczył tam kociaka.
      Żona się zaśmiała sucho i jak mu przywali w ucho...
      A on tak się biedny stropił, że siadł w ten wosk, co się topił.

      Po czym wstał, pozbierał graty i się wyprowadził z chaty.
      Więc gdy stryjenkę pytano, co tam u Zenków wylano,
      To wyjaśniła stryjenka, że żona wylała Zenka.
      Tak, tak - jak ktoś wierzy w gusła, to żeby mu rączka uschła.


Strona główna